4. Halloween
Ich pierwsze trzy tygodnie w Hogwarcie wypełnione były
śmiechem, gubieniem się w zakręconych korytarzach i podekscytowaniem rosnącym z
każdym nowym nauczonym zaklęciem. Był to także czas potrzebny Syriuszowi na
zapomnienie o liście, który wysłała mu matka, i na wychwalenie swojego
młodszego brata, Regulusa, całemu pierwszemu rocznikowi, jednocześnie chwaląc
brata i czytając list od ojca.
W ciągu tego czasu odbyła się także pełnia księżyca, co
sprawiło, że Remus po raz pierwszy poważnie skłamał do swoich nowych przyjaciół
o jego „chorej matce”. Gdy po dwóch dniach wrócił do dormitorium, udawał, że
nie widzi zmartwionych min swoich kolegów, a nowe blizny i powoli znikające
siniaki maskował zbyt dużymi swetrami noszonymi pod szatami i szalikiem, który
zaczynał być całkiem przydatny ze zbliżająca się zimą.
Lily była dumna ze swoich pierwszych tygodni w Hogwarcie.
Udało jej się przerobić spódnicę od jej mundurka na spodnie i, na przekór tego,
czego nauczyli jej rodzice, bardzo szybko zaprzyjaźniła się z chłopcami z roku,
często spędzając z nimi i z resztą dziewczyn całe dnie. Żałowała jedynie, że
jej najlepszy przyjaciel, Severus, nie chciał spędzać z nią więcej czasu.
Dorcas także była zadowolona z tych trzech tygodni. Choć
miała ciężki plan lekcji i dużo zadanych po lekcjach prac, każdego dnia udało
jej się znaleźć chwilę na modlitwę. Nigdy nie robiła tego jednak przy ludziach,
a w zaciszu jej pokoju, bo choć jej nowi przyjaciele, głównie Potterzy, za
każdym razem bronili jej przed rasistowskimi atakami, to wiedziała, że długo nie będzie mogła modlić się wśród ludzi.
Alice i Frank niemal nie odstępowali się na krok. Wszędzie
chodzili trzymając się pod rękę, on noszący jej książki i ona nosząca jego
kurtkę. Było to całkiem urocze, jak przyznała w pewnym momencie Germaine, że byli tak bliscy sobie.
Te trzy tygodnie był to też czas, którego potrzebowali Hari i James, by, na przekór Germie, rozpocząć pierwszą wojnę na psikusy między nimi a Syriuszem, Remusem i Peterem. Była to jedna z prób rozweselenia Syriusza, który po liście od swojej matki był w ciągłym dołku.
Wydawało się też, że w ciągu tych 3 tygodni, jedyne co robiła Germaine, to uczenie się, jednak był to wniosek błędny. Germie, korzystając z zawieruszenia, które tworzyli jej bracia i przyjaciele, powoli poznawała zamek i jego sekrety, od nowa ucząc się starych korytarzy i zapomnianych przejść.
-I-I-I-
Jedynie Hari został w wieży tego dnia, a gdy wszyscy inni świętowali Dzień Zmarłych, on, w zaciszu swojego dormitorium, wspominał tych, których stracił. Choć wspomnienia z jego poprzedniego życia były zamazane, pamiętał wystarczająco dużo, by mieć koszmary. Śmierć jego rodziców, tak podobna, a jednocześnie tak różna od tego, co się stało z jego rodzicami w tym świecie. Nie wiedział za kim tęsknił, za Lili i Jamesem, z którymi dostał drugą szansę, czy Doreą i Charlesem, bo choć tak naprawdę nie był ich synem, to pamiętał ich kochające spojrzenia, czy ostatnie chwile razem.
- Hari? - zza drzwi dotarł do niego delikatny głos Germaine. - Przyniosłam ci kolację. Mogę wejść?
Nie odpowiadając, chłopak zarzucił sobie kołdrę na głowę. Od lat spędzał Halloween w samotności, jednak za każdym razem Germie, kiedyś jeszcze jako Hermionie, udawało się jej go znaleźć. Gdy zostali zaadoptowani przez Potterów, dołączył do niej także James.
- Jak masz zamiar się smucić, to może przynajmniej poróbmy to razem - usłyszał Syriusza, po czym coś, co zabrzmiało podejrzanie podobnie do jęknięcia.
- Och, jesteście wszyscy beznadziejni! - tym razem to była Alice, która, najwyraźniej rozdrażniona, zaczęła podnosić głos - Hari, czy chcesz by któreś z nas do ciebie weszło? Jesteśmy tu wszyscy i nikt się nie obrazi jak wybierzesz kogoś innego. Prawda? - niemal wysyczała ostatnie słowo, co wywołało falę pomruków.
- Czy może tu wejśc L-Lily? - spytał cicho.
- Oczywiście, że tak - powiedziała miękko Alice. - Chcesz kogoś lub coś jeszcze?
- Gorącej czekolady?
- Nie ma problemu. Trzymaj się, Hari. Wyjdź, kiedy będziesz gotowy.
- Będziemy na was czekać w Pokoju Wspólnym - dodał James.
Usłyszał tylko tupot stóp na schodach, po czym ciche skrzypienie drzwi, a jego materac ugiął się pod ciężarem rudowłosej.
- Remus poszedł załatwić nam napoje - powiedziała, nim zmieniła pozycję, kładąc się obok niego. - Pewnie nie będzie ona tak dobra, jak ta, którą robi moja mama, ale Hogwart ma dobrych kucharzy. Będą z nią czekali na dole.
- Moja mama zginęła w Halloween - wyszeptał. - Tata kilka dni później, od klątwy, którą na niego rzucono. Potem zginęli Mami i Papi, rodzice Germie, a gdy mieliśmy po osiem lat, jej wujostwo, Alen i Rhonda. Oni mnie wychowali, a teraz ich nie ma.
- Och, Hari - rudowłosa przekręciła się na bok, łapiąc go za rękę. - Dlaczego nam nie powiedziałeś?
- Alice, Frank i James wiedzą, Germie, oczywiście, też - pociągnął nosem. - Nie chciałem was tym obarczać.
- Jesteśmy twoimi przyjaciółmi, głuptasie... Masz jakieś zdjęcia swoich rodziców? - zmieniła nagle temat.
Hari, nie odpowiadając na pytanie, wygrzebał się spod pościeli i sięgnął w stronę półki nocnej, z której szuflady wyjął stary, sponiewierany album.
- Nie jest ich wiele - powiedział w końcu. - Większość została zniszczona w pożarze. Tata ledwo mnie z niego wyniósł, co bardzo pogorszyło jego stan. Gdyby nie to, klątwa by go nie zabiła.
- Ktoś ci tak powiedział? - spytała zszokowana.
- Sam doszedłem do tego wniosku.
Lily westchnęła, jednak nie kłóciła się z nim. W ciszy siedzieli, przeglądając album, jedynie komentując niektóre zdjęcia.
- Twoja mama nie była hinduską? - spytała ze zdziwieniem dziewczyna, zauważając jaśniejszą skórę kobiety ze zdjęć.
- Nie, była angielką. Jej rodzicom najwyraźniej nie podobał się wybór męża, bo po jej śmierci odmówili przyjęcia mnie pod swoją opiekę.
- Patrząc na moich rodziców, nie dziwię się. Gdybym ja poślubiła ciebie lub Jamesa, wydziedziczyliby mnie, nie patrząc na wasz status. Moglibyście być królową, a i tak zwracaliby uwagę tylko na wasz kolor skóry.
Niestety, jak zauważyła, w szkole większością byli czarodzieje półkrwi i mugolaki, którzy, w przeciwieństwie do rodów czystej krwi, bardzo dużą uwagę zwracali na kolor skóry. Lily, dzięki swojej dociekliwości, dowiedziała się, że każda rodzina czarodziejska ma w sobie nieludzkich przodków.
-I-I-I-
Byli sami w Pokoju Wspólnym, co sprawiło, że mogli zając najlepsze miejsca, zaraz obok największego w pomieszczeniu kominka. James siedział na puchowym fotelu, a na jego kolanach skulona była Germaine, nerwowo bawiąc się materiałem swojej spódnicy. Obok nich, na kanapie, siedzieli Peter, Remus i Syriusz, który niemal leżał na swoich kolegach. Naprzeciw rodzeństwa siedzieli wtuleni w siebie Frank i Alice, która cicho rozmawiała, trzymającą na jej kolanach głowę, Dorcas.
- Oczywiście, że tak - odpowiedział pewnie James. - Harry zawsze ciężko przeżywał Halloween, ale jest twardy. A nawet jeśli nie, to będziemy go wspierać.
- Pita przysłał nam ulubione słodycze Hariego - dodała Germie. - To go powinno trochę rozweselić.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, czekam na ich psikusy, może tutaj być zabawnie... a może uda się przyciągnąć Severusa do ich paczki...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia