2. Ruszając w podróż
Musiały minąć dwa miesiące nim Harry i Hermiona, ze zgodą swoich opiekunów przemianowani Germaine i Harith Potter, mogli opuścić szpitalne sale i przenieść się do Dworu Rodu Potter. Syn państwa Potter, dziewięcioletni James, niemal od razu polubił swoje nowe rodzeństwo. Gdy tylko się dowiedział o tym, co ich spotkało, zaczął uczyć się języka migowego z Germaine, czy jak pomagać Harithowi, gdy ten poruszał się na wózku, po rehabilitacjach, czy gdy miewał migreny.
Dwór Potterów był dużą posiadłością, otoczoną akrami ogrodów i lasów. Pokoje rozłożone były na dwóch piętrach, wypełnione zarówno starymi, bogato zdobionymi, masywnymi meblami, jak i bardziej nowoczesnymi, wybranymi widocznie przez Euphemię. Potterowie, jako jedna z niewielu magicznych rodzin, mieli w domu elektryczność, co ułatwiło im zatrudnienie robotników, by ci zamontowali wszelkie instalacje potrzebne Harithowi do poruszania się po posiadłości po wózku.
Nie trwało to długo, by dwójka nowych dzieci na stałe osiedliła się w nowym domu, od spersonalizowanych sypialni wypełnionych książkami i zabawkami, po porozrzucane po całym domu przedmioty, nigdy nie posprzątane po zabawie dopóki nie podniosły ich skrzaty.
-I-I-I-
Następne trzy lata minęły szybko, wypełnione rehabilitacjami, zabawami, rodziną. Euphemia i Fleamont, choć nie prędko, zyskali od swoich nowych dzieci tytuły "maan¹" i "pita²".
James, z małego chłopca, szybko stał się najwyższym z nich. Jego ciemne włosy były zawsze nieułożone, a ubrania, w pośpiechu założone, nierówno zapięte. Germaine była tylko trochę od niego niższa. W swoim gorszym uchu nosiła aparat słuchowy, który zakrywały jej ciemne, gęste loki. Zawsze była ułożona, jej ubrania niepogniecione i czyste. Harith był z nich najniższy, sięgając Germaine do uszu. Jego ciemne włosy były lekko przydługie, opadały na czoło, zasłaniając znajdujące się tam powypadkowe blizny.
-I-I-I-
Nie można było powiedzieć, by 1 września był jakoś specjalnie oczekiwany w rodzinie Potterów. Pani Potter na przemian śmiała się, dumna ze swoich dzieci, i płakała, mamrocząc w ramionach męża, jak to będzie jej ich brakowało.
- Wrócimy na święta, maan - powiedział James, przytulając kobietę, co tylko sprawiło, że uwięziła go w swoich objęciach. - Pita, pomóż.
- Daj swojej matce chwilę - mężczyzna uśmiechnął się do swojego syna łagodnie.
- Zaraz się spóźnimy - powiadomiła wszystkich Germaine. - Wolałabym znaleźć jakiś dobry przedział.
Hari tego dnia zdecydował się pojechać siedząc w wózku. "Zawsze lepiej wiedzieć, kto jak zareaguje", powiedział podczas śniadania, gdy zamiast zejść po schodach, zjechał rampą.
- Już, już, Germie - Euphemia otarła łzy, odsuwając się od starszego syna. - Macie wszystko przy sobie?
-I-I-I-
Peron 9 i 3/4 był już zatłumiony, gdy tam dotarli, jednak nie zmąciło to żadnego z Potterów. Z pewnością daną tylko szlacheckiemu rodu, o który walczyli długo i zażarcie, szli z podniesionymi głowami. Euphemia, udając, że nie widzi spojrzeń ludzi dookoła nich, pchała Hariego, na którego kolanach leżał szary pers Germaine, która szła między swoimi braćmi, niosąc w rękach klatkę dla swojego kota i jedną z sową Megascops³. Obok niej James ciągnął wózek z jednym kufrem, na którym stała klatka z jego Puszczykiem Uralskim. Fleamont, idąc za swoją rodziną, ciągnął kolejny wózek, ten z dwoma kuframi i rzuconymi na nie torbami. Mężczyzna rzucał chłodne spojrzenia wszystkim, którzy spojrzeli krzywo na jego rodzinę, co, w tych czasach, nie było niczym dziwnym.
- Germie - zawołał spokojnie swoją córkę, która odwróciła się w jego stronę z wielkim uśmiechem, zatrzymując się. - Odstaw klatki i pobiegnij znaleźć wam przedział, shahad⁴.
Jego córka ponownie uśmiechnęła się, a on poczuł kłucie w piersi, widząc na jak piękną kobietę powoli wyrastała. Będzie musiał porozmawiać z synami, by jej pilnowali, choć wiedział, że gdyby Germie sie o tym dowiedziała, zrobiłaby piekło na ziemi. Jego córka, biorąc to od swojej matki, wyrosła na samodzielną nastolatkę, a on nie mógł być z niej bardziej dumny.
Gdy dziewczyna oddaliła się od swojej rodziny, Fleamont przyspieszył lekko, tak, by iść obok swojej żony. Euphemia, widząc przez jego maski, uśmiechnęła się delikatnie i ścisnęła jego dłoń.
- Tak szybko dorastają - powiedziała. - Jeszcze trochę i zaczną wymykać się na randki.
- Jak my, kiedy byliśmy dziećmi - zażartował.
- Pita! Maan! Tutaj! - dotarł do nich głos Germaine, a po chwili ją zobaczyli, wychylającą się przez otwarte okno wagonu. - Jamie! Hari! Nie uwierzycie, kogo spotkałam!
- Zaraz do ciebie dołączymy, Germie - Hari uśmiechnął się do siostry. - Tylko znajdę swoje kule.
- Pobiegnę jej przypilnować - James poinformował rodziców, biorąc w ręce wszystkie klatki. - Jeszcze zamęczy biedaka.
- Słyszałaś chłopców, Germie - zaśmiał się Fleamont, podając córce przez okno torby. - Hari, mama ma twoje kule w torebce.
Grzebiący w torbach chłopak spojrzał na niego, rumieniąc się. W końcu to on, niecałe pół godziny wcześniej, dał je kobiecie na przetrzymanie.
- Zgubiłbyś własną głowe, gdybyś mógł - Euphemia wyjęła poszukiwane przedmioty z torebki. - Tata i ja zaraz przyniesiemy wam kufry.
- Dhanyavaad⁵ - wstając chwiejnie, chłopak pocałował matkę w policzek.
Euphemia jednym ruchem różdżki złożyła i zmniejszyła wózek, nim pomogła wsiąść swojemu synowi do pociągu, nim podążyła za nim z mężem. Hari nie miał żadnych problemów z poruszaniem się o kulach. Chłopak, wciąż nie całkowicie przyzwyczajony to protezy, wolał mieć podporę, jednak Euphemia była pewna, że nim jej dzieci wrócą do domu, jej najmłodszy syn nie będzie ich potrzebował.
W przedziale dzieci, poza Germie i Jamesem siedział chłopiec o kręconych, ciemnych włosach. Jego twarz przecięta była kilkoma jasnymi bliznami, które odcinały się na jego oliwkowej skórze.
- Dzień dobry - powiedział nieśmiało, odkładając książkę, którą czytał, na bok.
- Maan, to jest Remus, mój nowy przyjaciel - dziewczyna uśmiechała się do nich szeroko. - Remi, to moi rodzice, Euphemia i Fleamont.
- Miło mi państwa poznać - wydukał z siebie chłopiec, rumieniąc się.
- Dzień dobry, Remusie - Euphemia uśmiechnęła się miło. - Dzieci, nie zapomnijcie, macie kanapki w torback.
- Tak, maan - wyjęczał James. - Już mówiłaś.
- Wasza matka się martwi, Jamie - Fleamont poczochrał starszego syna. - Hari, jeśli skończą ci się leki, pisz proszę. Od razu ci wyślemy.
- Oczywiście, pita - odpowiedź chłopaka niemal została zagłuszona przez gwizdek konduktora.
- Uczcie się dobrze - para mocno przytuliła swoje dzieci. - Nie sprawiajcie zbyt dużo kłopotów.
- Zobaczymy się w święta! - krzyknęła jeszcze za rodzicami Germie, a gdy pociąg zaczął ruszać, rodzeństwo machało im na pożegnanie.
- Znajdzie się tu miejsce?
¹ maan - matka
² pita - ojciec
³ megascops - ptak z rodziny puszczykowatych
⁴ shahad - skarbie
⁵ dhanyavaad - dziękuję
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, obydwoje zadomowili się tutaj, ciekawe jak będzie im układało w szkole, biedny Remus zamęczony przez Hermione... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie