1. Nieidealnie idealni

Gdy Harry się obudził, nie wiedział gdzie jest. Przed oczami miał rozmyte twarze na białym tle, stałe pikanie ledwo słyszalne.

- H-Herm - wykrztusił z trudem, chwilę później zaczynając kaszleć.
- Spokojnie, spokojnie, shh - usłyszał delikatny, obcy głos, a czyjeś dłonie pojawiły się na jego plecach, gładząc je kojąco. - Spokojnie, spokojnie, shh.
- Dajcie mu wody - powiedział ktoś inny, tym razem mężczyzna. - Pij powoli - rozkazał, przykładając chłodną szklankę do jego ust.

Harry niemal się zakrztusił pierwszymi łakoymi łykami wody, jego gardło suche jak pustynia.

- Powoli, dziecko - powtórzyła kobieta.
- Hermiona? - spytał Harry, niezręcznie bawiąc się na wpół pełną szklanką. - Co z Hermioną?
- Twoja siostra jest w porządku - odpowiedziała trzecia osoba.
- Gdzie są moje okulary? - spytał, odruchowo sięgając na półkę przy łóżku.
- Poczekaj chwilę, dziecko - zaśmiał się mężczyzna. - Mam je tutaj.

W końcu widząc wyraźnie, Harry rozejrzał się po pokoju, którym był. Szpitalna sala była bardziej przytulna od tych, które kiedykolwiek widział. Zamiast białych, pustych ścian wymalowane były zwierzęta i rośliny, powieszone było też kilka, widocznie namalowanych przez dzieci, rysunków.
Jedynie jedna z towarzyszących mu osób wyglądała jak lekarz, w jego białym kitlu, ze stetoskopem przewieszonym przez szyję. Nie był on zbyt wysoki, z kieszeni jego koszuli wystawały lizaki, a jasne spodnie poplamione miał odciśniętymi farbą małymi dłońmi.

Obok jego łóżka siedziała kobieta, jej ciemna twarz pełna zmarszczek rozświetlona była delikatnym uśmiechem. Za nią, trzymając rękę na jej ramieniu, stał mężczyzna, zapewne jej mąż, o równie ciemnej skórze co ona. Z jakiegoś powodu, oboje wyglądali znajomo.

- Gdzie ja jestem? - spytał w końcu Harry.
- Nazywam się Charlie Hesketh, jestem twoim lekarzem - odpowiedział na jego pytanie lekarz. -  To Euphemia i Fleamont Potterowie. Jesteś w Royal London Hospital, dziś jest 12 maja 1969, przywieziono cię tu trzy dni temu razem z twoją siostrą po wypadku samochodowym. Przykro mi, ale tylko ty i twoja siostra przeżyliście. Wasi rodzice zginęli na miejscu.
- Moi rodzice nie żyją, odkąd mam rok - powiedział Harry, marszcząc brwi. Dziwne. Miał wrażenie, jakby miał w głowie nowe wspomnienia. - Hermiony zginęli dwa lata temu. To byli jej ciotka i wujek. Kim jesteście? - rzucił pytanie na parę, patrząc na nich nieufnie. - Co od nas chcecie?
- Nic od was nie chcemy, dziecko - powiedziała kobieta delikatnie, kładąc rękę na jego nodze.
- Twój ojciec, Charles - zaczął mężczyzna - był moim bratem. Gdy pielęgniarki porządkowały twoje rzeczy, znalazły twój akt urodzenia. Jest na nim zapisany mój brat - głos mężczyzny delikatnie się załamał. - Nawet nie wiedziałem, że ma syna. Gdy cię zobaczyłem... Wyglądasz zupełnie jak on, dziecko.
- Hari - poprawił mężczyznę. - Nazywam się Hari, nie "dziecko".
- Oczywiście - mężczyzna, nie, Fleamont - jego wujek - uśmiechnął się.
- Nie możemy pozwolić na to, by syn Charlesa znalazł się opiece społecznej. Zawsze chcieliśmy mieć więcej dzieci, ty i twoja siostra będziecie idealnymi dodatkami do naszej rodziny. Nie możemy was przecież rozdzielić - dodała Euphemia, widząc jego spojrzenie.
- Co się ze mną stało? - spytał lekarza po chwili, decydując się na zignorowanie tego, co powiedziała mu para.
- W trakcie wypadku przygnieciona została prawa strona twojego ciała, niestety nie udało nam się uratować twojej całej nogi, ręka na szczęście nie jest złamana, więc po kilku miesiącach powinieneś odzyskać pełną sprawność. Jedno z żeber przebiło płuco, przez co w ciągu najbliższych tygodni możesz mieć trudności z oddychaniem. Uraz głowy może sprawiać, że będziesz miał migreny. Poza tym, wszystko wydaje się być w normie.
Niepewnie, Harry odsłonił swoją nogę. Chudy kikut owinięty był białymi bandażami, a widoczna skóra była zaróżowiona. Nagle zrobiło mu się niedobrze, więc przekręcił się na bok, tyłem do swoich nowych opiekunów i zwymiotował do, podanego mu szybko przez lekarza, miski.
- Wyjdźcie - wychrypiał. - Wynoście się. Wynocha! - krzyknął jeszcze, widząc ich niepewność.

Poczekał jedynie aż zamknęły się za nimi drzwi nim zaczął płakać.

-I-I-I-

Hermiona obudziła się dwa dni po nim. Jej uraz głowy poważniejszy od jego, przez co niemal przez tydzień trzymana była w śpiączce fizjologicznej. 

- Harry... - powiedziała wtedy, ledwo przytomna, po czym zmarszczyła nos. - Harry - powtórzyła wyraźniej, a Harry, pchany przez panią Potter, podjechał do jej łóżka na wózku.
- Hej, siostrzyczko - uśmiechnął się do niej przez łzy. - Martwiłem się.
- Co z kierowcą? - spytała.
- Twoje wujostwo zginęło na miejscu - odpowiedział cicho pan Potter, stojąc po drugiej stronie łóżka. Dziewczyna jakby go nie słyszała, cały czas patrząc na Harry'ego jakby oczekiwała odpowiedzi. - Hermiono? - delikatnie dotknął jej ramienia, zwracając jej uwagę. - Słyszysz mnie dobrze?

Brunetka skrzywiła się lekko, myśląc, nim odwróciła głowę w stronę Harry'ego, prosząc go o powtórzenie pytania.

- Myślę... - zaczęła powoli. - Chyba coś jest nie tak z moim słuchem.

Komentarze

  1. Hejka,
    pięknie, naprawdę pięknie, ale czy ja dobrze rozumiem cofnęli się w czasie jakimś sposobem bo tutaj mowa o Charles'ie Potter...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz